Podjąłeś/podjęłaś decyzję by przestać pić lub zażywać narkotyki? To świetnie, to pierwszy ważny krok dla Ciebie i bliskich. Możesz nastawić się, że realizacja tego postanowienia nie będzie jednak łatwa. Jak więc to zrobić by uwieńczyć swoje działanie sukcesem?
Przede wszystkim musisz zdawać sobie sprawę z tego, że uzależnienie to choroba - tak więc w jej przebieg wpisane są okresy poprawy i pogorszenia - tzw. nawroty, stanowiące ryzyko powrotu do niekontrolowanego i destrukcyjnego w swych skutkach picia i ćpania.
Jest to zresztą choroba specyficzna, nie pozostawia bowiem możliwości choremu na spożywanie alkoholu/narkotyku w symbolicznych choćby ilościach, od czasu do czasu czy w tzw. towarzyski sposób. Na to nie ma już szans, jeśli raz utraciłeś/utraciłaś kontrolę nad piciem/zażywaniem substancji, to nie ma możliwości by ją odzyskać. Podobnie jak ktoś, kto stracił, np. wskutek wypadku kończynę - nie może liczyć na to, że mu ona odrośnie. Brutalne? Prawdziwe, dla ogromnej rzeszy uratowanych alkoholików, narkomanów oraz dla specjalistów terapeutów - absolutnie bezdyskusyjne.
Jeśli problemem dla Ciebie jest alkohol - nakładasz sobie absolutny zakaz picia alkoholu a nawet zajadania się cukiereczkami z koniakiem czy tortem z nieznaczną ilością rumu. W aptece dbasz o to, by farmaceuta sprzedał ci specyfiki (np. syropy), których składnikiem nie jest m.in. alkohol. Podobnie, informujesz lekarzy, że jesteś uzależniony i w związku z tym nie każdy lek ma zastosowanie. W kawiarniach zwracasz szczególną uwagę na lody i kawę, często podawane z pewną dawką alkoholi. Rezygnujesz z kosmetyków z zawartością alkoholu - odświeżaczy do ust, wód po goleniu, dezodorantów - zastępujesz je innymi. Jeśli lubisz gotować - eliminujesz ze swojego menu kaczkę w winie, itp. Jeśli gotuje ci żona lub mama - wyraźnie tłumaczysz jej, że dodanie alkoholu do potrawy być może wpłynie na jej walory smakowe, ale dla Ciebie może oznaczać śmiertelne niebezpieczeństwo. Bo przecież uzależnienie może skutkować - i często tak się dzieje - śmiercią.
Wydawać by się mogło, że to przesadna ostrożność - przecież od jednego cukierka czy kawałka babcinego tortu daleko jeszcze do kilkudniowego, suto zakrapianego alkoholem ciągu? A jednak... - niewielka ilość, wręcz kapka, zażytego alkoholu powoduje w organizmie osoby uzależnionej dość przewidywalną reakcję. Mianowicie uruchamia głód alkoholu, inaczej: rozkręca pragnienie by zażyć go więcej. Nie zawsze jest to świadome pragnienie w postaci łatwo rozpoznawalnych myśli - w takim wypadku nie trudnym byłoby je po prostu przegnać. Częściej, po spożyciu symbolicznej ilości alkoholu, dopadnie cię niejasny niepokój, roztargnienie, rozkojarzenie myśli, twoje ciało przypomni sobie smak alkoholu - będzie dawać tego sygnały. Mogą więc spocić ci się ręce, zaboleć głowa, poczujesz ssanie w żołądku. W nocy przyśni ci się alkohol a nad ranem przeżyjesz najprawdziwszego kaca - o tyle dziwnego, że nie poprzedzonego, jak wszystkie dotąd, piciem. I tak, jesteś już coraz bliżej sięgnięcia po przysłowiowe "tylko jedno piwo", które w efekcie zawsze w końcu doprowadza do powtórzenia czarnego scenariusza, do powrotu do dawnego stylu picia.
Niebezpieczny kontakt, zgubne nawyki
Powyższe zalecenia wydają się jednak możliwe do zrealizowania bez większego wysiłku. W końcu rezygnacja z kilku rodzajów cukierków, dezodorantów, mięsiw czy syropów, wyrzucenie z menu nielicznych potraw opartych na alkoholu - nie wydaje się wielką ceną. Co jednak, jeśli powiem ci, że powinieneś unikać również widoku i zapachu alkoholu oraz towarzystwa pijących, nawet jeśli to grzeczne imieniny u cioci?
Tak, wiem co powiesz - "przecież to niemożliwe!". "Nie da się zrobić zakupów w hipermarkecie bez choćby spojrzenia na bogato wyposażone półki z trunkami". "Nie ominę tych wszystkich, którzy spędzają czas pod moim blokiem na piciu i kombinowaniu pieniędzy na picie. No zwłaszcza, jeśli jeszcze niedawno byłem im kamratem". "A jak mam zorganizować urodziny i nie postawić wina czy wódeczki na stół - przecież goście się obrażą?" "Jak mógłbym nie zrzucić się na połówkę w pracy? - to byłby zbyt jaskrawy dowód nielojalności. Już i tak to, że nie będę pił, będzie pewnie nieprzychylnie albo ironicznie komentowane..."
"A zresztą... przecież mi w ogóle nie przeszkadza to, że inni piją" - zapewniasz. No tak, prawdopodobnie masz takie doświadczenia za sobą, że zaciskając zęby realizowałeś abstynencję. Mało tego: może nawet polewałeś wtedy wódkę kolegom, odwoziłeś ich pijanych do domów. Jakby lejący się strumieniami wokół ciebie alkohol nic ci nie robił...
Czy rzeczywiście?
Na daną chwilę jest możliwe powstrzymanie się od picia, nawet jeśli świat wkoło nurza się w alkoholu. Jak długo jednak da się zaciskać zęby i walczyć z pokusą, z rosnącym wciąż głodem alkoholu, który jest stanem bardzo nieprzyjemnym? Często więc wygląda to tak: obiecałeś żonie, że na tym weselu nie wypijesz ani grama. Na weselu, jak to na weselu: morze wódki, ludzie wokół coraz bardziej rozbawieni, twoje nozdrza rejestrują wyraźną nieustanną woń alkoholu (w końcu, jako uzależniony, masz szczególnie wrażliwe zmysły na tę substancję). Tańczą, są coraz głośniejsi, trudno już "nadawać z nimi na jednej fali". Zazdrościsz im, pojawiają się pierwsze symptomu głodu. Jeśli jeszcze się trzymasz, to kiedy jest już po imprezie a żona zadowolona smacznie śpi - ty wymykasz się z domu. Kierunek wiadomy: nocny monopolowy, meta u kolegi czy wiecznie otwarty osiedlowy pub. Koisz nerwy pierwszym łykiem, potem kręci się już stary film…
Choć żyjemy w kulturze, w której alkohol jest nad wyraz obecny i spełnia on tak wiele symbolicznych funkcji, to jednak ty - chcąc nie pić - postaraj się zredukować obecność tego trunku w twoim codziennym życiu do zera. Nie odwiedzaj więc lokali, w których podaje się alkohol. Sklepy monopolowe omijaj szerokim łukiem, jeśli masz wybór rób zakupy w tych sklepach, w których nie ma działu z winami, wódkami i piwem. Odmawiaj zaproszeniom na spotkania, na których wiesz, że na stole będzie stała znajoma butelka. Nie ma znaczenia czy będzie to raut suto zakrapiany wysokogatunkowym alkoholem, czy spotkanie na ławce w parku okraszone tanią nalewką, czy też imieniny cioci - starszej pani z jej własnoręcznym "likierem zdrowotnym". Nie liczy się ilość czy rodzaj alkoholu - ale fakt, że ma on silny potencjał wyzwalania głodu.
Dlatego fachowo używa się terminu "wyzwalacz" - widok, smak, zapach alkoholu uruchamia głód tej podstępnej substancji. Reklama telewizyjna "żubr w trawie puszczy", parasole Lecha wokół pubu, piosenki wyśpiewywane w stanie wskazującym na spożycie, jak "Góralu czy ci nie żal?", pokale, podstawki - budzą natychmiastowe skojarzenia z piciem i często głód alkoholu. Jeśli czujesz, że takie wyzwalacze "działają" na ciebie - wyłącz telewizor, odwróć wzrok w inną stronę, przemebluj pokój, zmień nawyki, np. trasę praca - dom. Nie odwiedzaj miejsc, w których kiedyś piłeś, unikaj wspominania "starych dobrych czasów" - upojnych imprez, zabawnych historii z pijanego życia. Te tzw. "wojenne opowieści" mają niesłychaną wymowę dla drzemiącego w tobie uzależnienia.
Wyzwaniem będą dla ciebie wesela, stypy, zjazdy rodzinne. Zazwyczaj przecież towarzyszy im alkohol. Ty sam często cieszyłeś się na nie głównie dlatego, że tam mogłeś bez wyrzutów oddać się ulubionej "rozrywce". Co zrobić teraz, gdy podjąłeś przemyślaną decyzję o odstawieniu alkoholu? Jedyną gwarancją na sukces jest odmowa udziału. Raczej niewykonalnym jest żądanie od rodziny, żeby uszanowała twoją abstynencję do tego stopnia by zrezygnowała z obecności trunków. Łatwiej będzie im pogodzić się z tym, że po przywitaniu się i złożeniu życzeń czy kondolencji, znikniesz z horyzontu. Jeśli jeszcze do tego masz możliwość wytłumaczyć dlaczego - to świetnie. Czasem nie możesz jednak liczyć na zrozumienie u innych - pamiętaj wtedy, że masz prawo podejmować decyzje w sprawach dla ciebie tak istotnych, jak twoje zdrowie i życie.
Z domu pozbądź się zupełnie alkoholu, jeśli trzeba negocjuj to z rodziną, tłumacz im jak duże ma to znaczenie dla twojej abstynencji. Usuń z widoku kieliszki, pokale, zdejmij ze ścian plakaty festiwalu piwnego, nie kupuj koszulek z hasłami typu: "Będzie się działo!", "Piwo po zbóju!", ".... Prawie - robi różnicę!", itp. Nie zgadzaj się, aby ktoś wnosił do twojego mieszkania alkohol, przewiduj takie sytuacje i im zapobiegaj - co zrobisz potem z pozostawioną w prezencie butelką whisky? Prawdopodobnie będziesz się w nią wpatrywał przez jakiś czas z namaszczeniem, weźmiesz do ręki, zawahasz się - czy nie szkoda jej wyrzucić? Zapakujesz do skrytki i narazisz siebie na myślenie o niej, zaniesiesz znajomemu i od razu poczujesz żal i zazdrość, że to nie ty możesz jej posmakować? Podobnie, nie przyjmuj prezentów, łapówek, dowodów wdzięczności w postaci promili. Ale też nie dawaj tego typu podarunków innym ludziom, nie narażaj się na kontakt z alkoholem i staraj się zmniejszać znaczenie, jakie dotąd miał dla ciebie ten "wyskokowy napój". Odmawiaj też prośbom zakupienia czy doniesienia komuś alkoholu, skutki - jak wyżej.
Nie zgadzaj się na branie udziału w składkach na alkohol i nie dorzucaj skacowanym, roztrzęsionym "towarzyszom niedoli" na flaszkę. Dlaczego? Powiesz pewnie, że to niegrzeczne a może nawet nieludzkie, przecież oni tak cierpią... Powodów jest co najmniej kilka. Dokładając się do alkoholu podtrzymujesz swoje pijane nawyki a to utrudnia definitywne pożegnanie się z piciem. Na poziomie nieświadomym, narażasz się na przeżywanie straty, swoisty żal, że oni mogą a ty nie... To naturalny ludzki odruch, choć chciałbyś go w sobie nie dostrzegać i często uparcie mu zaprzeczasz. A czy kolegom żebrzącym o dorzucenie się do klina oddajesz naprawdę przysługę? A może w rzeczywistości utrudniasz im wyjście z piekła nałogu dokładając swoje "trzy grosze" do przedłużenia ciągu? Warto to przemyśleć.
Alkohol jest i będzie dla ciebie ogromną pokusą, na nic zda się zaprzeczanie temu. Unikniesz niepotrzebnych "wpadek", bólu i czasem nieodwracalnych konsekwencji, jeśli się do tego przyznasz sam przed sobą. A być może teraz jest ostatnia szansa by zatrzymać nałóg, zanim…
A jeśli Twoim problemem są narkotyki?
- Zadbaj o to, aby w domu nie było żadnych narkotyków i akcesoriów związanych z braniem, przedmiotów, które silnie kojarzą Ci się z braniem;
- Poinformuj potencjalnych gości, by nie przynosili narkotyków do Twojego domu;
- Unikaj miejsc, w których kiedyś brałeś lub zmień te miejsca np.: przemebluj, przemaluj pokój;
- Zweryfikuj relacje i zrezygnuj z kontaktów z osobami, z którymi kiedy brałeś;
- Usuń z telefonu kontakty do handlarzy narkotyków, usuń kontakty zapisane w innych miejscach niż telefon;
- Zadbaj o to, żeby każdego dnia być najedzonym i nawodnionym;
- Zrezygnuj z kontaktów z osobami będącymi pod wpływem narkotyków;
- Unikaj kontaktu wzrokowego i węchowego z narkotykami;
Pomoc z zewnątrz
Jeśli uznałeś, że sam/sama sobie poradzisz z decyzją o rozstaniu z substancją - przemyśl to jeszcze raz. Samotne borykanie się z codziennym wyzwaniem naraża cię na zniwelowanie szans powodzenia niemal do zera, a już na pewno dostarczy ci cierpienia i trudności, których mógłbyś/mogłabyś uniknąć. "Stare wygi" - alkoholicy z wieloletnią abstynencją - mawiają, że żeby odnieść sukces trzeba "stanąć na dwóch nogach": jedna - to profesjonalna terapia w wyspecjalizowanych poradniach i ośrodkach, druga - to wsparcie nieprofesjonalne na mityngach Anonimowych Alkoholików/Anonimowych Narkomanów. To od ciebie zależy czy utrudnisz sobie wychodzenie z nałogowego picia/brania, czy zwiększysz swoje szanse korzystając z istniejących możliwości, wiedzy i wsparcia.
Warto odrzucić w kąt fałszywą dumę i wyjść do ludzi, którzy pomogą Ci wytrwać w abstynencji a dodatkową korzyścią będzie wtedy satysfakcjonująca zmiana osobista.